113 o.P.
Czerwona Twierdza
Było
tak, jak mówił Daemon.
Królestwo
wyraźnie dzieliło się na dwie strony i choć nikt nie wznosił jeszcze chorągwi,
w każdej twierdzy dyskutowano o lepiej zapowiadającym się następcy, a w każdej
tawernie wypijano za zdrowie swojego faworyta. Zdarzały się też bójki
zakropione winem i niespodziewane wyzwania na pojedynki; narastający konflikt
rozciągał się nad królestwem niczym paskudna mgła i potrafił poróżnić nawet
przyjaciół.
Mówiono
o stronnictwie Zielonych i Czarnych.
Księżniczka
dowiedziała się, że to z powodu sukien, jakie obie z macochą przywdziały w
dzień turnieju i powrotu królewskiego stryja. Liściany odcień kreacji lady
Alicent stała się barwą zwolenników małego Aegona; smolistoczarny, drapieżny
strój Rhaenyry został zaś obrany za kolor popleczników jej sukcesji.
—
Wygląda na to, że teraz muszę nosić same ciemne suknie — mówiła księżniczka żartobliwie
ser Cristonowi, ale prawda była taka, że wcale nie miała nastroju do śmiechu.
Już w samej Czerwonej Twierdzy powietrze wypełniło się napięciem. Ze wszystkich
ścian dobiegały szepty, ze wszystkich okien wydzierały się spojrzenia.
Król
zdawał sobie sprawę, że musi zdusić ten spór, inaczej pokój, jaki zaprowadził w
królestwie jego dziadek, rozpryśnie się niczym wczorajszy sen.
—
Będę cię wspierał — obiecywał córce, gdy przechadzali się po ogrodach w cieniu
twierdzy. Pogoda była paskudna; z liści smukłych drzew spływały kropelki
porannego deszczu, a buty spacerujących stykały się z wilgotnym podłożem. Rhaenyra
westchnęła, poprawiając zdobną chustę na swojej głowie.
—
Jak bardzo źle się mają sprawy?
—
Coraz gorzej. W małej radzie wrze. Gdybyś teraz uczestniczyła w obradach, tylko
podsyciłabyś ten ogień… — Władca zmarszczył siwe brwi. — Mój namiestnik robi
się coraz bardziej nieustępliwy. Będę musiał mu kazać wrócić na jakiś czas do
Starego Miasta. Kiedyś ceniłem tego człowieka, ale sukcesja wnuka zupełnie
przysłoniła mu rozsądek.
Księżniczce
pasował pomysł odesłania Hightowera.
—
Zrób to, panie ojcze.
—
Prawdę mówiąc… — rzucił jej szybkie spojrzenie — zastanawiałem się, czy nie
zabrać stąd również i ciebie.
—
Mnie? — Dziewczyna aż zakrztusiła się z oburzenia. — Jestem przywódczynią
jednego ze stronnictw! Nie mogę teraz zniknąć!
—
A może to jest właśnie to, czego potrzebujesz? Uspokoić ludzi, dać im czas do
namysłu. Nie chcemy, aby królestwo rozerwało się na strzępy.
Jesteś królem pokoju,
ojcze — pomyślała
nagle Rhaenyra ze smutkiem. Ja chyba
byłabym królową wojny.
—
Pomów o tym z twoim bratem, panie ojcze — zaproponowała w akcie desperacji. —
Jestem pewna, że on powie ci to samo, co ja.
—
Daemon? — Mężczyzna zmarszczył brwi. — Dlaczego miałby cię wspierać?
Ponieważ łaknie krwi.
— Ponieważ rozumie, że muszę podjąć to
ryzyko i zostać. Proszę.
Fioletowe
oczy króla zdawały się znużone.
—
No dobrze. Ale przekonasz się, jak ciasne teraz staną się dla nas mury
Czerwonej Twierdzy.
***
Rzeczywiście,
ściany dawnego domu wydawały się kurczyć jak pętla na szyi wisielca. Rhaenyra
potrzebowała więcej przestrzeni. Dlatego schodziła na dół, do wielkiej, specjalnie urządzonej stajni, w której księżniczka trzymała swoją smoczycę, Syrax. Legowisko bestii zostało odseperowane od pozostałych części zamku, aby nikt z mieszkańców czy służących nie został nagle spopielony albo porwany do spiżowej, wypełnionej odorem siarki pieczary. Tylko członkowie rodu Targaryenów mogli się do niej zbliżać bez lęku, ponieważ ze wszystkich rodów tylko oni zdołali okiełznać smoki.
Rhaenyra
przechodziła przez otwarte drzwi ogromnej stajni, stąpając po sianie i kościach
pożartych zwierząt. Pozwalała udawać się Syrax na podniebne łowy, ale tylko
wtedy, kiedy zasiadała na jej grzbiecie i mogła pilnować, aby żadnemu z
poddanych nie stała się krzywda. Bolał ją widok pięknej, młodej smoczycy
uwiązanej na długim łańcuchu i drapiącej zaczepnie pazurami po spiżowych
ścianach. Tak nie powinno być — coś
szeptało dziewczynie. Smoki powinny być
wolne i niezwyciężone, jak w dawnej Valyrii. Wiedziała jednak, że ceną za
to byłyby płomienie i trupy. Pod panowaniem jej ojca nigdy do tego nie dojdzie.
Słysząc
kroki, Syrax unosiła trójkątny łeb i mrużyła oczy, które w mroku stajni lśniły
niczym dwa bursztyny.
—
To ja — oznajmiała wesoło Rhaenyra i kłapnięcie paszczy, które usłyszała tuż nad
swoją głową, było raczej wyrazem zadowolenia niż głodu.
Dziewczyna
unosiła wzrok, patrząc na zachwycające, smukłe stworzenie o łuskach w barwie
piasku, jawiące się na niebie niczym chmura pustynnego pyłu. Nozdrza drgały w
zapowiedzi uczty, a sama smoczyca poruszała gwałtownie szyją, domagając się zdjęcia
łańcucha.
Księżniczka
rozkuwała ogniwa trzymające zwierzę w miejscu i wdrapywała na grzbiet bestii z równą
swobodą, jakby to był koń. Kładła kończyny we wgłębieniach łuskowanego ciała,
aż w końcu znajdowała się w tuż poniżej linii kolców; w miejscu, gdzie kończyła
się wysunięta szyja, a zaczynała linia jasnych skrzydeł.
Dziewczyna
dosiadła smoczycy po raz pierwszy, kiedy miała siedem lat. Wiedziała, że nigdy
nie zapomni tego uczucia — śliskich, ostrych tarczek pomiędzy udami, skrzydeł
falujących po bokach niczym dwa błoniaste żagle oraz zimnego, podniebnego
wiatru uderzającego w twarz i niemal odbierającego oddech.
Ja umieram — pomyślała wówczas, ale w jej sercu
wcale nie było strachu. Wznosząc się na smoczym grzbiecie, na chwilę pozwalała
umrzeć swojej człowieczej części i przebudzić się tej bardziej pierwotnej,
która istniała w jej rodzie od pokoleń.
Teraz
przejażdżki na grzbiecie ciemnożółtej smoczycy były jedną z niewielu rzeczy,
które poprawiały księżniczce humor. Syrax jakby wyczuwała jej nastrój i
przemierzała przestworza z dziką wściekłością, rozwierając paszczę i machając
długim ogonem, aby dziewczyna mogła pozostawić swoje kłopoty za sobą, aby ryk
wydobywający się z paszczy bestii mógł ulżyć frustracji gromadzącej się w jej ludzkiej
towarzyszce.
Daemon
zrównał się z księżniczką; jego długie włosy szarpał wiatr. Potężne skrzydła
smoków uderzały obok siebie, kolce na ich szyjach drgały w pędzie powietrza.
Rhaenyrę zdumiało odkrycie, że nigdy jeszcze nie dzieliła z nikim lotu. Pozwoliła,
by przez chwilę po prostu sunęli w powietrzu, bez słów i odrywania oczu od
nieba.
—
Niebawem twój brat również będzie miał smoka — zauważył po jakimś czasie stryj.
— Może będziesz zmuszona z nim walczyć w powietrzu.
—
Z chęcią. — Dziewczyna uśmiechnęła się drapieżnie. Utrzymywanie się na smoczym
grzbiecie było dla niej naturalne; wiedziała natomiast, że minie jeszcze wiele
czasu, nim Aegon nabierze wprawy jeźdźca.
Daemon
pogładził leniwie łuskowatą szyję swojego smoka, który na to wyprężył się i ryknął z aprobatą.
—
Twój ojciec chce cię stąd zabrać, prawda?
—
Mówił ci o tym?
—
Nie musiał. Wszyscy zastanawiają się nad tym, czy nie byłoby lepiej, gdybyś
osiadła się na Smoczej Skale.
Dziewczyna
chciała spytać, czy mężczyzna zdecydował już, po czyjej jest stronie, czy może
czaruje na przemian ją i jej macochę, ale wtedy wyszłoby na jaw, że jej na tym
zależy. Spojrzała na niego uważnie.
—
A ty jak uważasz, stryju?
—
Miałabyś wrócić do tych skał? I jaki z tego pożytek? — zapytał jakby samego
siebie, a potem pokręcił głową, niemal zasmucony. — Twój ojciec jest za miękki.
Rhaenyra
zacisnęła mocniej palce na śliskich kolcach Syrax.
—
Chce mojej sukcesji.
—
Kiedyś tak było. Teraz pragnie jedynie, byś była bezpieczna. Może chcieć
zażegnać spór. — Książę uniósł kącik ust. — Nie pozwól mu na to.
***
Przez
ostatnie miesiące sytuacja w Królewskiej Przystani robiła się tak napięta, że
księżniczka prawie zapomniała o ser Cristonie. Dopiero kiedy po zmroku
odwiedził ją w jej komnacie, uderzyło ją, jak dawno nie czuła jego ust na
swoich. Najwyraźniej i on do tego tęsknił, ponieważ z miejsca ujął ją za
policzki i pocałował namiętnie. Rhaenyra poczuła znajomy zapach; ta woń przypominała
jej o liściach drzew w zamkowym ogrodzie, o beztroskich zabawach, o chwilach,
kiedy jeszcze była prawdziwą Radością Królestwa. Teraz miała niecałe szesnaście
lat i liczyła się z możliwością wojny.
—
Moja piękna pani — wyszeptał rycerz w bieli. — Tak bardzo mnie rani, że każesz
mi się trzymać z daleka…
—
Nie gniewaj się, jestem zajęta.
—
Zajęta? — pochwycił z dziwnym błyskiem w oku. Wydaje mi się.
— Myśleniem o koronie. — Usiadła na
swoim zasłanym szkarłatem łożu, czując, że boli ją kark. — To mnie pochłania.
—
Ach, tak przykro mi widzieć twoje znużenie. — Mężczyzna ujął ją za wyciągniętą
stopę, zsunął z niej pantofelek z miękkiej, czarnej skóry i rozmasował
ukochanej palce. Rhaenyra powtrzymała rodzący się w jej gardle śmiech. Ser
Criston dotykał jej tak delikatnie…
—
To prawda, jestem znużona — przyznała cicho, myśląc o tych wszystkich nocach,
których wpatrywała się bezczynnie w sklepienie swojej komnaty, nie mogąc zmusić
się do dłuższego snu.
Dotyk
rycerza był uspakajający niczym chłodne palce wody.
—
Może już czas, by to zakończyć — rzucił mężczyzna prawie niedosłyszalnie, z
oczami uporczywie wbitymi w jej stopę. Księżniczka zmarszczyła brwi i lekko się
wyprostowała.
—
Co masz na myśli?
—
Gdybyś mnie poślubiła…
Wyrwała
stopę z jego uścisku.
—
Co takiego?!
—
Pozwól mi dokończyć, proszę. — Cole nadal klęczał, a w jego zielonych oczach
znajdowało się tyle uczucia, że nie potrafiła mu już przeszkodzić. — Gdybyś
mnie poślubiła, złożyłabyś przysięgi mnie, a nie królestwu. Byłabyś wolna.
Moglibyśmy odejść z tego miejsca, odejść nawet z Westeros, udać się do Wolnych
Miast… Tylko ty i ja. Obroniłbym cię przed wszystkimi niebezpieczeństwami.
Oszołomiona
dziewczyna pojęła, że nie ma sensu pytać, czy rycerz mówi poważnie. Widziała to
w jego twarzy.
—
Cristonie… — zaczęła niepewnie. Serce biło jej dwa razy szybciej. Przez jeden
moment chciała powiedzieć „zgadzam się”, ale prędko przypomniała sobie, co by
to oznaczało. — Myślałam, że wiesz, że rozumiesz moje powołanie. Nie mogę cię
poślubić, to by zniszczyło…
—
Dlaczego?! — Przylgnął do niej jak oszalały. — Co jest ważniejsze od naszej
miłości? Czego nie mam ja, a ma książę Daemon?
—
Daemon?
W
oczach gwardzisty błysnęło coś niepokojącego.
—
Mówią o was. Słyszałem plotki. Ohydne plotki… — Skrzywił się. — W nich udajecie
się na przejażdżki na smokach, a potem cała wasza czwórka współżyje, każde z
każdym…
—
Co ty wygadujesz?!
—
Też w to nie wierzę. Ale nie zaprzeczysz, że widujesz się ze swoim stryjem… Że
on cię mami…
—
A ja jestem głupią gąską, która daje się omotać powszechnie groźnemu
mężczyźnie, tak? Tak o mnie myślisz, ser?
Rycerz
widocznie stracił nieco pewności.
—
Poślub mnie! — zawył znowu i tym razem złapał ją za ręce. — Proszę. Moja słodka
pani…
—
Cristonie, to nie jest śmieszne… — Rhaenyra słyszała głuche uderzenia swojego serca,
coraz wolniejsze, coraz bardziej martwe. — Co się z tobą dzieje? Wcześniej nie
przeszkadzało ci, że się ukrywamy. Mówiłeś, że to romantyczne, jak w balladzie.
Mężczyzna
odsunął się i patrzył na nią pustym wzrokiem.
—
Nie masz serca.
Zaraz ty też nie
będziesz miał, bo ci je wyrwę — pomyślała
zniecierpliwiona. Miała dość tej dziwnej sceny.
—
O co ci chodzi?
—
Nie masz serca ani dla mnie, ani dla siebie. — Teraz ser Criston wydawał się
bardziej przytomny, wręcz chłodny. — Odmówiłaś mi, tym samym zgadzając się na
kontynuację tego szaleństwa, sporu, walk… Mogłaś się wycofać. Oszczędziłabyś
łez sobie i innym.
Rhaenyra
poczuła, że przechodzi ją dreszcz zimny i obślizgły jak wąż. Coś słonego nagle
zakręciło się w jej oczach. To było głupie, dziecinne, ale ona naprawdę
wierzyła, że jej biały rycerz nigdy jej nie zdradzi…
—
Cristonie… — Pokręciła głową, jakby chciała, aby czas przestał się przesuwać. Potem
jej oczy stały się dziwnie puste. — Dlaczego? Wywyższyłam cię na tamtym
turnieju, uczyniłam swoim gwardzistą i kochankiem… Czy to za mało? Odpowiedz
mi, czy to za mało?!
Wreszcie
zapłonął gniew.
Dziewczyna
zbliżyła się do rycerza, jakby chciała go spoliczkować, ale wówczas ten
przytrzymał ją za nadgarstek i delikatnie odepchnął od siebie. Oczy miał teraz
zimne niczym dwa omszałe kamienie.
—
Księżniczko, może kocham cię na swój sposób, ale duszą jestem przy tej stronie,
która ma mi więcej do zaoferowania. A na tę chwilę uważam, że Zieloni
wygrywają. — Mężczyzna odwrócił się i wpatrzył w płomienie, jakby nad czymś
rozmyślając. Ogień tańczył w jego długich, smolistych włosach i rzucał cienie
na twarz. Criston był cały odziany w biel, ale teraz wydawał się czarny. — Twoja
macocha uznała, że mogłabyś po prostu zniknąć z ukochanym rycerzem… To by znacznie
ułatwiło sprawę.
A jeśli byłabym
niewygodna, poderżnąłbyś mi gardło w Wolnych Miastach?
Rhaenyra
przymknęła oczy.
—
Wynoś się.
—
Och, nie smuć się…
—
Wynoś—się! — Wpadła w taki szał, że chwyciła stojący przy łożu dzban i rzuciła
nim w ser Cristona. Zdążył się uchylić; naczynie rozbiło się o ścianę i
wylądowało w kawałkach na wypolerowanej posadzce. Księżniczka wstała z
płonącymi policzkami. — Precz, ser, inaczej mój smok zmieni cię w wióry,
przysięgam!
Zaraz
zobaczyła jasny płaszcz mężczyzny znikający za drzwiami, ale to bynajmniej nie
sprawiło, że poczuła się lepiej. Miała ochotę wyć, miała ochotę podpalać
wszystko wokoło… Może wtedy spłonęłoby również wspomnienie, że jej biały rycerz
stanął za królem z przeciwnego pola na szachownicy.
***
Ciągle nie mogę się nadziwić, jak zgrabnie nakreślasz charakter księżniczki. Uwielbiam o niej czytać, jest bardzo prawdziwa, można lekko się w nią wczuć, przeżywać emocje razem z nią. Widać, jaka jest silna, temperamentna. Zna swoje powołanie i swoje miejsce w królestwie. Najbardziej pochłonęła mnie ostatnia scena, ten wybuch gniewu, chociaż cenię sobie postać Cristona i zrobiło mi się jakoś tak smutno xD.
OdpowiedzUsuńDaemon intryguje mnie coraz bardziej. Lubię takich bohaterów, tajemniczych, o których mało wiadomo, którzy nie zdradzają się ze swoimi planami, zaskakują :). Jestem nim zachwycona. Mam nadzieję, że stanie po stronie księżniczki ^^.
Życzę Ci dalszej weny i pozdrawiam ciepło.
Dziękuję, bardzo się cieszę, że tak odbierasz księżniczkę. Przyznam, że również fajnie mi się o niej pisze - wiedziałam, że wybierając ją na bohaterkę historii, będę miała sporo zabawy :)
UsuńDziękuję jeszcze raz i również pozdrawiam ^^
No nie wierzę! Byłam na Twoim blogu może kilka tygodni temu i pamiętam, że byłam pod wrażeniem pierwszego rozdziału. Dlatego nie rozumiem, dlaczego ani nie zostawiłam po sobie śladu, ani nie dodałam do obserwowanych. Po prostu nie wiem, co ze mną nie tak. A uwierz - kocham Twoje opowiadanie!
OdpowiedzUsuńRhaenyra jest tak niesamowicie wykreowaną postacią, że właściwie mogłaby pochodzić spod pióra George'a R. R. Martina. I nie wyolbrzymiam. Czułam i wiedziałam, że znasz Królewską Przystań i rządzone nią reguły, co tylko potęguje mój podziw. Piszesz świetnie, a to, w jaki sposób pokazujesz i eksponujesz postacie to czysty majstersztyk!
Bardzo polubiłam Deamona. Owszem, mam wrażenie, że jeszcze namiesza w całym sporze. Takim moim marzeniem byłby Daemon stojący zawsze przy księżniczce i doradzający jej podczas walki o tron. Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału! Bądź nadal tak utalentowana! Dobrze ci to wychodzi ;)
Pozdrawiam, dodaję do linków i obserwowanych, Native
http://martwi-przed-switem.blogspot.com
Haha, cieszę się, że wpadłaś i oczywiście baaardzo mi miło, że tak uważasz. Naprawdę, Twoje słowa są bardzo motywujące do dalszego pisania, aczkolwiek wiem, że do Martina jeszcze sporo mi brakuje.
UsuńDaemon pojawi się jeszcze w wielu rozdziałach :)
Dziękuję ślicznie i pozdrawiam ^^
Już jakiś czas obserwuję Twoją historię i muszę przyznać, że jest świetna! Ogólnie nie przepadam za "Pieśnią Lodu i Ognia" oraz całym światem Martina (kiepsko to pisać skoro wszyscy tu są pewnie fanami, a może chodzi mi tylko o serial? Sama nie wiem), ale urzekło mnie. Urzekła mnie główna bohaterka, taka jaka powinna być potomkini rodu Targaryen czyli silna i nie bojąca stawiać się do walki. Daemon jest taki... wiem, że coś z nim jest nie tak, po prostu mnie intryguje. Król wydaje się taki trochę zagubiony ale i głupi — nie umie sobie poradzić z ludźmi, którzy z jego woli poznajdywali sie na tym stanowisku. Mogę się mylić, w końcu dopiero kończę czytać drugą część powieści i po prostu mi się jeszcze miesza. Jak już ktoś wyżej napisał: kreujesz Królewską Przystań tak dokładnie, że przeciętny czytelnik (czyli ja) nie ma problemu znalezienia się w tym świecie.
OdpowiedzUsuńMogę śmiało napisać, że po prostu czekam na więcej :)
Bardzo mi miło, że zyskałam nową czytelniczkę :)
UsuńTo faktycznie ciekawe, ale fajnie, że mimo wszystko mogłaś się odnaleźć w moim opowiadaniu.
Dziękuję i pozdrawiam :)
Nie mogę uwierzyć ze Criston naprawdę okazał się zdrajcą! W dodatku zmowie z wredną, złą (moim zdaniem) królową! Nawet jeśli nie udawał zakochania się w Rhaenyri to i tak powinien zapłacić za swoją zdradę, Rhaenyra powinna go kopnąć tam gdzie słońce nie dosięga! Nie wybaczę ci przerwania w takim momencie, droga Marzycielko, ale i tak czekam na następny rozdział i z niecierpliwością oczekuje kolejnych przygód młodej księżniczki a przyszłej królowej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam!
http://breathofthegods.blogspot.com/
Hah, Criston faktycznie zachował się podle, ale niestety w świecie Martina sprawiedliwość nie zawsze przychodzi tak szybko.
UsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarz ^^
O rety muszę przyznać że nie spodziewałam się tego.
OdpowiedzUsuńCzemu Criston się tak zachował?
Normalnie drań.
Rozumiem został odrzucony, ale powinien przyjąć to jakoś z dumą a nie zwracać się przeciwko niej. I w dodatku zdrajca? Dla kogo? Wiedziałam że nie lubię tej wrednej baby. Od samego początku mi się nie podobała.
Niestety nawet w tamtych czasach faceci niewiele się różnią od nich.
Czy wyjazd księżniczki jest dobry? Sama nie wiem. Owszem i są dwa fronty ale to byłaby zwykła ucieczka. Chociaż obawiam się, że macocha może posunąc się do potworności by ją skrzywdzić. Aż boje się myśleć. Stworzyłaś piękny i trudny świat, który bardzo podziwiam. I coraz bardziej się w niego wciągam. Naprawdę zostanę wierną czytelniczką tej historii Uwielbiam ją bardzo, bardzo i bardzo! Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam.
Dziękuję! :)
UsuńMyślę, że udało mi się was zaskoczyć z tym Cristonem :) W dalekiej przyszłości pojawi się fragment jego oczami, może wtedy lepiej poznacie jego motywacje.
Cóż, to akurat nie ja, ale dzięki :D A jednak chyba nigdy nie będę tak okrutna jak Martin ;)
Pozdrawiam serdecznie ^^
Trochę mi przykro, że nikt powyżej nie orientuje się w tym, jak wygląda Królewska Przystań i że znów wychodzę na tą złą, bo się czepiam, ale nie umiem przyklasnąć czemuś, z czym się nie zgadzam. Królewska Przystań jest położona na trzech wzgórzach; na wzgórzu Aegona mieści się Czerwona Twierdza (a w jej obrębie Twierdza Maegora, Wieża Namiestnika, wieża lorda dowódcy białych płaszczy i inne – tam musiała mieszkać Rhaenyra), natomiast Smocza Jama znajduje się na wzgórzu Rhaenys i to tam znajdowały się smocze leża. To prawda, że podczas Tańca Syrax przez pewien czas okupowała stajnie w Czerwonej Twierdzy, ale to dlatego że Rhaenyra chciała mieć przy sobie choć jednego smoka dla bezpieczeństwa, a nie dlatego że było to normą. Piję do tego, że zupełnie nie potrafię się odnaleźć w tym rozdziale, bo to się kupy nie trzyma (Rhaenyra nie mogła zejść do stajni do Syrax, bo jej tam nie było; musiała udać się do Smoczej Jamy, gdzie – swoją drogą – zawsze mieszkał smoczy jeździec, aby bronić miasta).
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie jeszcze kwestia lotu. Znaczy nie do końca jestem przekonana, że Demon i Rhaenyra byliby w stanie rozmawiać, bo smoki to nie konie. Rozpiętość skrzydeł smoka musi być ogromna, żeby taka bestia potrafiła wzbić się w powietrze, a przez to dystans, który dzieliłby potencjalnych rozmówców również byłby niebagatelny. W dodatku dochodzi do tego szybkość lotu – czy nie słyszeliby raczej głównie gwizdu wiatru? Dobra, ostatniego nie jestem pewna, bo już nie chce mi się sprawdzać, ale kwestia rozmowy podczas lotu jest wątpliwa.
W zasadzie ciekawią mnie poglądy Rhaenyry na temat dawnej Valyrii i wolności smoków. Trochę przypomina mi w tej sprawie Dany, bo również wychwala Valyrię (choć Valyrianie również wykorzystywali smoki, nie pozwalali im być wolnymi) niekoniecznie wiedząc, jakie było to imperium, a poza tym jest dość nieodpowiedzialna, marząc o wypuszczeniu smoków na wolność. Smok to bestia, nad którą niełatwo panować i mógłby wyrządzić ogromne szkody (Owcokrad rabował owce; Kanibal potrafił rzucić się na wylęgarnie na Smoczej Skale – oba są wolnymi smokami, a trudno mówić o nich pozytywnie).
Criston Cole wychodzi dla mnie na strasznego dzieciaka w tym rozdziale. To nie do końca zarzut dla ciebie, bo kreowałaś go na zakochanego młodzieńca, ale chyba posunęłaś się za daleko. Cole należy do Gwardii Królewskiej, złożył śluby czystości i nie może ożenić się z Rhaenyrą – gdyby uciekli, nigdy nie mogliby wrócić do Westeros, a wiara pewnie i tak napytałaby sporo biedy królowi. Więc jak na mój gust, Cole nie miał żadnej propozycji, a jedynie jakieś mrzonki.
Na osłodę powiem, że konsekwentnie kreujesz Demona i to mi się podoba. Rhaenyra od początku go przejrzała, natomiast Viserys wciąż chyba uważa go tylko za młodszego braciszka i to również jest fajne. Ciekawi mnie, czy podasz jakieś powody, dla których Viserys uparł się nie zmieniać sukcesji, bo to nigdy nie zostało wyjaśnione.
Pozdrawiam ;).
Hah, ktoś musi xD Ja sama przyznaję, że z tymi komplementami odnośnie KP czułam się dziwnie, bo chyba nie do końca potrafię sobie rozrysować tę Czerwoną Twierdzę. A, to musiałam coś źle zrozumieć, bo właśnie wiem, że smoki były trzymane w Smoczej Jamie, ale czytając o Syrax, zrozumiałam, że ona cały czas była w tej stajni. Teraz już wiem, w czym rzecz ;)
UsuńO kurczę, wiesz, że zupełnie o tym nie pomyślałam? W mojej głowie było oczywiste, że lecą sobie i rozmawiają, ale faktycznie odległość musiała być spora… A najśmieszniejsze jest to, że mam jeszcze ze dwie sceny, gdzie dialog przebiega w podobnych warunkach. Będę musiała to jakoś naprawić.
Tak, niektórzy Targaryenowie są pod tym względem nieroztropni. Uważają, że smoki można okiełznać jak inne zwierzęta. I fajnie, że wspomniałaś o tych dwóch smokach, już mam napisaną scenę z nimi i dobrze wiem, że taki Kanibal był postrachem dla ludzi, zwierząt, a nawet własnych pobratymców.
Jeśli chodzi o Cristona, to nie wiem, czy dobrze to dałam do zrozumienia, ale on właśnie nie był naiwnym, zakochanym głupcem. Chciał odciągnąć księżniczkę z rodzinnych ziem, ukryć ją za morzem i pozwolić działać Zielonym. Propozycja małżeństwa była częścią planu(dla większego dobra, jak twierdził Cole).
Myślę, że powody będą pojawiać się same — ukochana córka Rhaenyra zawsze była dla Viserysa następczynią, poza tym król będzie widział, na jakiego młodzieńca wyrośnie Aegon, a nie dożyje już szaleństwa księżniczki.
Pozdrawiam i dziękuję za opinię ^^
Witaj.
OdpowiedzUsuńNaprawdę udany rozdział. Podoba mi się, że Twój styl pisania z każdym blogiem przechodzi istną rewolucję, ulega metamorfozie, zarówno w sferze lepszego pióra technicznie, jak i tego, z jaką umiejętnością potrafisz nim operować. Gdy teraz poruszasz się w świecie Martina, dostosowujesz się do przyjętego przez niego stylu i osiągasz sukces. Może i nie jestem ekspertem w kwestii dokładności KP i tego typu spraw, natomiast będąc czytelniczką Twojego bloga uważam, że spisujesz się na medal jako autorka, niekoniecznie idealna kopistka.
Do gustu przypadł mi ten podział, który przyjęło Królestwo, na suknie Zielonych i Czarnych. I to niemal wyczuwalne napięcie towarzyszące całej tej sytuacji, naprawdę mogłam poczuć je między kolejnymi zdaniami rozdziału.
Podoba mi się charakter głównej bohaterki, choć jak już wielokrotnie podkreślałam, widać w niej pewną niedojrzałość, na którą w swoim wieku może sobie oczywiście pozwolić. Sądząc po jej wybuchowym temperamencie, rzeczywiście byłaby "królową wojny", jak samą siebie nazwała, tak zupełnie niepodobną do swego ojca, "króla pokoju".
Ach, ten Daemon! Wyprawiony w swoich sztuczkach jest jak na razie moją ulubioną postacią. Uwielbiam w nim wszystko, a wspólny lot na smokach z książniczką tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że "pan tajemniczy" jeszcze namiesza w tej historii. I bardzo się z tego cieszę. Jego gierki są kwintesencją martinowskich czarnych - choć nie do końca - charakterów.
Trochę mnie rozśmieszyła propozycja ser Cristona, jeśli mam być szczera. Wydaje mi sie, że zupełnie pomyliły mu się osoby, jeśli naprawdę uważał, że Rhaenyra pozwoli mu się zniewolić, zrezygnować z gry o tron, przepaść ze swoim kochankiem. Doprawdy propozycja godna rycerza. Szczerze mówiąc, przeczytałam ten fragment kilka razy, ale nadal nie wiem, czym dokładnie kierował się mężczyzna i czy powinnam pałać do niego sympatią, czy też go potępić.
Pozdrawiam serdecznie! :)
Wow, dziękuję ^^
UsuńNo, niestety jej słowa odnośnie wojny kiedyś się sprawdzą.
Cieszę się, że tak polubiliście Daemona. Mnie również fajnie się o nim pisze, zwłaszcza, że jest taki... elastyczny. Raz zrobi coś dobrego, raz coś złego :)
Hah, pomylił osoby xD Sądził, że taka młoda dziewczyna da się omotać, skusi się na tę propozycję, zwłaszcza, że wcześniej dobrze się między nimi układało. Motywy rycerza zostaną wyjaśnione później.
Pozdrawiam! :)