113 o.P.
Czerwona Twierdza
Na
swój ślub księżniczka przywdziała szkarłat. Jej rozpoznawalną barwą była czerń,
ale gdyby odziała się w onyksowe szaty w dniu radosnej uroczystości, uznano by
ją za nietaktowną. Teraz miała na sobie suknię z bogatej, czerwonej tkaniny,
ozdobionej pod linią piersi malutkimi perłami. Na jej ramionach spoczywał
ciężki, ciemny płaszcz, na którym panoszył się rdzawy, trójgłowy smok. Jasne
włosy spięła w gruby warkocz, który potem przyozdobiła różanym kwieciem. Służki
twierdziły, że wygląda jak gorejący płomień.
Oby ten płomień
zapalił dziś wiele serc.
W
drodze do septu leżącego w głębi miasta pilnował jej ser Harwin. Wsiedli razem
do powozu, nie opuszczając zasłon. Po ich bokach jechał tuzin rycerzy, czujnych
i gotowych do działania. W środku powozu panował półmrok i księżniczka musiała
zmrużyć oczy, aby przyjrzeć się mężczyźnie. Łamignat nigdy nie lubił się
stroić, ale na tę okazję przywdział porządną tunikę i przyciął swą brązową brodę,
przez co wyglądał mniej nieokiełznanie. Jak zwykle nie szukał bliskości swojej
pani, nie mówiąc ani słowa. Pozłacane koła sunęły po kamienistej ulicy, z
oddali dochodził gwar. Wszyscy czekali na smoczą księżniczkę, która w sukni i
klejnotach stanie przed obliczem bogów.
W
powozie robiło się coraz cieplej. A może to Rhaenyra dusiła się zdenerwowaniem?
Przeniosła spojrzenie na swojego obrońcę, czekając, aż przerwie tę duszność,
powie jej coś miłego, ale Harwin Strong milczał. Dziś jego małomówność rozjuszyła
dziewczynę.
—
Czy wyglądam ładnie, ser? — zapytała nagle, prostując się na swoim miejscu. Nie
wypowiedziała tego pytania w taki sposób, w jaki zwykła do ser Cristona, ale
jednocześnie na jej ustach zagościł zaczepny uśmieszek.
Rycerz
przyjrzał się jej ciemnymi, posępnymi oczami.
—
Tak, pani — orzekł beznamiętnie. Rhaenyra przesunęła niewinnie po gładkiej
perle wszytej w suknię.
—
Wolałabyś, bym miała na sobie mniej, ser?
—
Po co te pytania, pani? Czy ma znaczenie, czego ja chcę, skoro dziś wychodzisz
za swojego kuzyna?
Dziewczyna
mogłaby przysiąc, że w jego oczach przemknął jakiś głód.
Za
oknem powozu było już widać sept — wysoki, jasny budynek z kryształowymi oknami
zwieńczony złocistą kopułą, który wyrastał z pyłu Królewskiej Przystani niczym boska
perła. Na schodach gromadzili się prostaczkowie. Ze środka dobiegał chór
pieśni. Nagle księżniczka poczuła się głupio. Po co zabawiała się ze swoim
strażnikiem, kiedy wszyscy tam zebrani oczekiwali jej jako panny młodej?
—
Wybacz, panie — rzuciła, odwracając głowę. To
muszą być nerwy przed ślubem. Ser Harwin chrząknął. Ostatni odcinek drogi
pokonali w milczeniu, dama w czerwieni i jej rosły rycerz zamknięci w złotej
karocy.
Potem
pochód stanął. Któryś z rycerzy odtworzył drzwi powozu. Ser Harwin podał
księżniczce rękę, by mogła wysiąść na zalany słońcem plac. W górze majaczył się
potężny sept. Strażnicy odziani w długie, złociste płaszcze pilnowali, aby
prostaczkowie nie wchodzili w drogę kroczącej księżniczce. Rhaenyra czuła na
sobie spojrzenia ich ciekawskich oczu. Są
jak wróble — pomyślała. Biedni i
lisi, a jednak jest ich tak wielu. Uśmiechała się do nich; miała nadzieję, iż
to przekona tych poczciwców, że kiedy to ona zdobędzie tron, zamiast lśniących
uśmiechów dostaną równie lśniące złoto. Taką zamierzała być królową — łaskawą
dla tych, którzy na to zasługują.
Sept
był zapełniony po brzegi barwną falą wielmożów i mieszczan, przez co w
powietrzu, prócz wonnych kadzideł, unosił się również dominujący zapach potu. Przez witrażowe okna do środka
wpadały drżące, kolorowe smugi. Kamienne posągi Siedmiu, dostojnie skryte w
półcieniu, sprawiały wrażenie niezadowolonych, że ktoś zakłóca ich wieczny
spokój. Rheanyra poświęciła im chwilę, gdy kroczyła w stronę ołtarza,
odprowadzana cieniem ser Harwina. Zastanawiała się, czy Dziewica wie, że i ona
pozostała nienaruszona, czy też wierzy w te wulgarne plotki rozsyłane po
twierdzy. Mogłabyś dziś nade mną czuwać —
pomyślała, nagle pod tą ilością materiału i błyskotek czując się naga i
obnażona. Dać kobiecą siłę.
A
może to do Matki powinna się teraz modlić?
Prawdę
mówiąc, nie miała czasu na modlitwy. Pokonała już cały odcinek marmurowej
posadzki i teraz dotarła do ołtarza, przy którym czekał Wielki Septon, ojciec
oraz narzeczony.
Prawie jak Nieznajomy,
Ojciec i Wojownik. A może to Laenor jest Nieznajomym? A może… — pomyślała jeszcze, spoglądając na
jego strojny wams wykonany z najlepszego jedwabiu oraz płaszcz obszyty
niezliczoną ilością jasnych pereł — Dziewicą?
Jej
przyszły mąż stał prosto, ale rumienił się niczym wstydliwa panna. Księżniczka
miała nadzieję, że ona prezentuje się lepiej. Niemal cała w czerwieni,
uśmiechnięta delikatnie na wzór Dziewicy, wkroczyła na podwyższenie.
Zaraz
znalazł się przy niej ojciec, aby zacząć wymianę płaszczy. Sam również był
odziany bardzo uroczyście; z wamsu na jego piersi ziała paszcza czerwonego
smoka. Rhaenyra pomyślała, że to pewien znak ostrzegawczy dla tych spośród
tłumu, którzy odpowiadają się za Aegonem. Przypomnienie, że smoczy ród jest
silny, a jego pierworodna córka odpowiednia do przejęcia Żelaznego Tronu. Nie budzi się gniewu smoków.
Król począł odpinać płaszcz córki; jego
starzejące się palce poruszały się delikatnie i cierpliwie. Księżniczka
poczuła, że tuż przed odejściem ojciec muska szybko jej policzek. To dodało jej
siły.
Teraz
zbliżył się kuzyn Laenor. Był wyższy niż Rhaenyra, dlatego bez problemu narzucił
jej na ramiona nowy płaszcz — jedwabny, turkusowy niczym morze, jakby ta
subtelna barwa miała ugasić płomienistą czerwień. Dziewczyna zauważyła jednak,
że zwierzę wyszyte na materiale przypomina bardziej smoka niż konia morskiego.
Gdyby jeszcze tylko miał skrzydła, mógłby wzbić się w górę i zachwycić
wszystkich zebranych.
Wielki
Septon przypieczętował słowami ich małżeństwo.
Nowo
poślubieni spojrzeli na siebie w narastającym zewsząd napięciu. Rhaenyra miała
wrażenie, że mężczyzna waha się, walczy jeszcze przez chwilę ze sobą, aż w
końcu wypowiada głośno słowa przysięgi. Ona również je powtórzyła — tak
płomiennie, jakby prawdziwie kochała stojącego przed nią kuzyna, jakby myśl o
ich ślubie była dla niej największą radością.
Ale
kiedy ich usta spotkały się w symbolicznym pocałunku, a tłum zaklaskał zgodnie,
poczuła, że oszukuje samą siebie.
***
Księżniczka
i jej nowy mąż siedzieli na honorowych miejscach, mając z góry idealny widok na
biesiadujących. Rhaenyra raczyła się kielichem wina, myśląc sobie, że w tym
dniu należy jej się trochę radości. Laenor wydawał się zamyślony. W jego
pustych, brązowych oczach tańczyły blaski świec.
—
Jak ci się podoba Królewska Przystań, panie? — zagadnęła w końcu dziewczyna.
Przecież nie mogli tak siedzieć i milczeć przez całą ucztę. W ruch już poszły
pierwsze pary; damy wirowały zgrabnie w ramionach partnerów, a muzycy
podskakiwali, wygrywając melodię.
Kuzyn
lekko się wzdrygnął.
—
Jest… hm, bardzo barwna i tłoczna.
—
To prawda. — Uśmiechnęła się. — Ze grzbietu smoka wygląda jak mrowisko.
To
nieco przykuło jego uwagę.
—
Jak zwie się twój smok, pani?
—
Syrax. To smoczyca, nazwałam ją na cześć dawnej bogini Valyrii. — Rhaenyra
rzuciła mu szybkie spojrzenie. — Kiedyś możemy udać się na wspólną przejażdżkę.
—
Taak, chętnie. — Młodzieniec odgarnął loki z czoła. Księżniczce naraz wydał się
smutny, ale cóż takiego smutnego może być w poślubieniu następczyni tronu? Czy
Laenor był jednym z tych wrażliwych, zatraconych w ideałach mężczyzn, którzy
pragnęli wiązać się jedynie z paniami ich serc?
Muszę go ożywić.
— A tymczasem możemy zatańczyć —
zaproponowała, dotykając ostrożnie jego chłodnej, smukłej dłoni. Na szczęście
skinął głową. Gdyby tego nie zrobił, gotowa była się na niego pogniewać.
Wstali
więc i ruszyli na dół, na kamienny parkiet zapełniający się nowymi parami. Gdy
jednak stanęli na nim nowożeńcy, pozostali odsunęli się lekko, aby zrobić im
miejsce. Okazało się, że Laenor potrafi tańczyć. Rhaenyra czuła się w jego
ramionach lekka, prawie jak mgła. Goście komplementowali po cichu ich taniec.
Księżniczka cieszyła się, że chociaż ta część wyszła im tak, jak powinna.
Przetańczyli
ze sobą kilka przyśpiewek, ale uśmiechy, które malowały się na ich ustach, nie
docierały do oczu. Kiedy bardowie postanowili zagrać sprośną piosenkę „Niedźwiedź
Dziewica Cud”, Laenor skłonił się przed małżonką, tym samym zakańczając taniec.
Rhaenyra była lekko zaczerwieniona z wysiłku, ale wciąż chętna do zabawy.
—
Już, mój panie? — zadrwiła. Kuzyn uśmiechnął się niepewnie.
—
Lepiej się nie przemęczać…
—
Och, ale to w końcu nasze wesele!
Mężczyzna
przez moment wydawał się zagubiony, ale potem coś błysnęło w jego oczach.
—
A zatem wielu z lordów chciałoby otrzymać łaskę tańca z tobą. Nie będę cię
zatrzymywał… kuzynko.
I
zniknął w tłumie. Księżniczka chwyciła za dzban wina, aby zapić złość. Czy było źle? — zastanawiała się. Przecież tańczyliśmy całkiem zgranie…
Prędko
jednak zapomniała o swych troskach. Tak jak mówił, Laenor, wielu lordów chciało
skorzystać z okazji i zatańczyć z księżniczką. Dziewczyna nie odmawiała im tej
przyjemności; dla wszystkich była życzliwa, a kiedy stary lord Baratheon zaczął
sprośnie o niej żartować, odpowiedziała mu tym samym. Chciała, by wielmożowie
zobaczyli, że potrafiła być nie tylko urodziwą kobietą, ale też odpowiednią
partnerką do rozmów i niezgorszą biesiadniczką.
Ostatnie
godziny wesela spędziła całkiem przyjemnie, nawet jeśli nie w ramionach swojego
męża — i dopiero kiedy obejrzała za siebie, jej zapał nieco przygasł. Za nią
stała macocha, a jej spojrzenie wbijało się w nią jak sople lodu. Tuż po ślubie
kobieta pogratulowała jej sztywno, w duchu zapewne ciesząc się z chwilowego
usunięcia rywalki. Teraz również się nie uśmiechała, a dłoń trzymała na
ramieniu sześcioletniego syna.
—
Tak? — zagadnęła niedbale Rhaenyra, czując pulsujące jej pod skórą ciepło
trunków. Była zgrzana i nieco zmierzwiona, wiedziała o tym.
—
Mój syn chce z tobą zatańczyć… — wyjaśniła lady Alicent. Mały Aegon potwierdził
to skinięciem głowy. Jego fiołkowe oczy lśniły złośliwie.
Chyba nie poderżnie mi
gardła podczas tańca? — pomyślała
pogardliwie księżniczka, ale w jej sercu pojawił się niepokój.
—
Dlaczego nie? — Uchwyciła brata za drobne, pulchne rączki i wróciła z nim na
parkiet. Aegon nie wyglądał na więcej niż swój wiek; miał krótkie, jasne włosy
i nieco tęgą sylwetkę. Nie zapowiadało się na to, że wyrośnie na przystojnego
mężczyznę.
Rozległy
się pojedyncze śmiechy, kiedy królewskie rodzeństwo zaczęło robić obroty na
środku. Rhaenyra usiłowała żartować z tego nieporadnego tańca, ale tak naprawdę
czuła zażenowanie. Aegon jakby celowo ciągnął ją w dół i za wolno stawiał
kroki.
W
pewnym momencie była zmuszona syknąć przez zęby.
Ten
mały skurczybyk ją nadepnął.
***
Rozdział pojawił się trochę później, niż planowałam, ale jest! :)
No no ślub w końcu!
OdpowiedzUsuńTrochę mi szkoda księżniczki W tamtych czasach kobiety nie wiele miały do powiedzenia. Ale młody król wygląda dość pozytywnie i może jeśli przełamią pierwsze lody jakoś się dogadają. Ostatecziewiele zależy od księżniczki. Podoba mi się sposób w jaki pokazałaś samo wesele. Można śmiało sobie wyobrazić jak to wyglądało w tamtych czasach. Te piękne stroje i suto zastawione stoły. Trochę wkurza mnie maly książę. Straszny złośliwiec z niego. Widać że wszystko robił specjalnie. Normalnie osobiście zdeptałabym te jego pulchne nóżki. Marzycielko jesteś cudowna. Powoli zaczynam oglądać Grę o Tron i przyznam że serial naprawdę wciąga ;)pozdrawiam mocno!
Dziękuję za komentarz ^^
UsuńOczywiście niebawem relacja Rhaeynyry i jej nowego męża zostanie rozwinięta, chociaż uprzedzam, że księżniczka będzie miała dość zawirowane życie towarzyskie :P
Cieszę się :) Początkowe odcinki mogą być trochę zawiłe, ale z czasem naprawdę da się pokochać te postacie. Może gdyby kiedyś znalazła czas, zajrzysz też do książek, bo to istna skarbnica wrażeń.
Pozdrawiam :)
Witaj.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że księżniczka w swojej czerwonej sukni musiała rzeczywiście wyglądać zjawiskowo i oszałamiająco. I na pewno nie umknęło to uwadze ser Harwina, choć zachował się, według mnie, naprawdę poprawnie i jestem w sumie pozytywnie zaskoczona jego odpowiedzią na niezbyt wygodne, trochę tendencyjne pytanie młodej kobiety. Z kolei jeśli chodzi o księżniczkę, to sądzę, że jej zaczepki były trochę nie na miejscu i nie powinna zadawać rycerzowi podobnych pytań. Wydawało mi się, że po porażce z jej poprzednim obrońcą, powinna była nauczyć się trochę więcej ogłady, ale cóż. Ona chyba rzeczywiście jest takim samym płomieniem, jaki przywdziewała w dniu ślubu. Tylko czy ktoś zdoła go okiełznać?
Podobały mi się przemyślenia Rhaenyry, które miała tuż przed ślubem. Wahała się, oczywiście nie kierowało nią przecież uczucie, ale jednak uczyniła to, co było jej powinnością. Cieszę się, że nie zaczęła narzekać ojcu "ale tato, ja go nie kocham, chcę wyjść za mąż za kogoś, kogo kocham" tylko wykazała się pewną dojrzałością, potrafiła w milczeniu znieść coś, czego zapewne nie chciała. Sam Laenor nadal nie przestaje mnie ciekawić, jest jak na razie postacią, która mnie intryguje i którą darzę sympatią. Czy to zmaści? Zobaczymy. ;) Ale póki co, podoba mi się ten przedstawiony jako melancholijny, marzycielski, trochę zbyt idealny mężczyzna, choć oczywiście z pewnością mający swoje sekrety.
Samą ucztę i zabawę tuż po zawarciu małżeństwa również przedstawiłaś bardzo realistycznie, po Martinowsku. Cieszę się, że księżniczka stara się przypodobać lordom, co świadczy o jej inteligencji, ale również wspomniała o tym, że nie zapomni o tych naprawdę potrzebujących, biedniejszych mieszkańcach. Oby rzeczywiście była władczynią sprawiedliwą.
Och, znowu ta wstrętna macocha. Oczywiście musiała pokrzyżować plany Rhaenyry, a i nie sądzę, by jej pulchny syn z chęcią zgodził się na taniec z księżniczką, gdyby nie rozkaz lady Alicent. Widać ogromną manipulację ze strony matki, pewne uzależnienie od jej pragnień i zachcianek. Ciekawa jestem, czy chłopiec kiedyś odklei się od tej matczynej skorupy i rozwinie skrzydła jako ktoś inny, lepszy... Mam nadzieję. ;)
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję bardzo :)
UsuńTaka już jest nasza księżniczka - lubi prowokować. Ponadto zżerał ją stres przed ślubem, musiała go jakoś rozładować. A wiesz, że podczas pisania ja też niespodziewanie polubiłam ser Harwina?
Myślę, że Rhaenyra nie jest takim typem księżniczki :) Kieruje nią namiętność, ale zna swoje powinności i nie boi się wyzwań. I bardzo dobrze opisałaś Laenora - przynajmniej takiego, jaki był do tej pory :D
Toksyczna więź pomiędzy matką a synem to ciekawa sprawa. Widać to u Cersei i Joffreya, chociaż mam nadzieję, że uda mi się stworzyć inne postacie. Może u Martina Tommen kiedyś sprzeciwi się matce, odklei od jej woli.
Pozdrawiam :)
Witaj :).
OdpowiedzUsuńNie mogłam doczekać się kolejnego rozdziału u Ciebie, a kiedy się już pojawił, musiałam szukać chwilę wolnego czasu, by móc go przeczytać. Eh, życie xD. Na szczęście już tu jestem :).
Przyznam szczerze, że miałam dzisiaj nijaki humor, a dzięki temu rozdziałowi jakoś tak mi lepiej. Dziękuję :*. Jak zawsze oczarowujesz mnie opisami otoczenia. Szczególnie pięknie opisałaś księżniczkę, jej suknie. Rhaenyra lśniła tego dnia, była piękną panną młodą.
Ponadto miałam wrażenie, jakbym była tuż obok niej, co tylko utwardza mnie w przekonaniu, że jesteś świetną pisarką. Scena w powozie, droga do septu, zawarcie małżeństwa i biesiada. Nawet taniec z młodszym bratem... :) Wszystko to opisałaś tak naturalnie, barwnie. Jestem pod dużym wrażeniem :).
Ciekawi mnie, jak będzie wyglądało małżeństwo Rhaenyry i Laenora, jak to wszystko potoczysz i co dla nas przygotowałaś :). Już się niecierpliwię :).
Pozdrawiam Cię ciepło i dużo, dużo weny :*.
Haha, też tak czasem mam. Ale cieszę się, że jesteś i ślicznie dziękuję za miłe słowa, naprawdę poczułam się podbudowana! :)
UsuńJuż w następnym rozdziale będziecie mieli się okazję przekonać, jak przebiegnie noc poślubna naszych bohaterów, a także ich pierwszy dzień małżeństwa xD
Pozdrawiam i Tobie również życzę dużo weny :*