sobota, 4 lipca 2015

Rozdział III{Rozdarcie]

113 o.P.
Czerwona Twierdza


Było tak, jak mówił Daemon.
Królestwo wyraźnie dzieliło się na dwie strony i choć nikt nie wznosił jeszcze chorągwi, w każdej twierdzy dyskutowano o lepiej zapowiadającym się następcy, a w każdej tawernie wypijano za zdrowie swojego faworyta. Zdarzały się też bójki zakropione winem i niespodziewane wyzwania na pojedynki; narastający konflikt rozciągał się nad królestwem niczym paskudna mgła i potrafił poróżnić nawet przyjaciół.
Mówiono o stronnictwie Zielonych i Czarnych.
Księżniczka dowiedziała się, że to z powodu sukien, jakie obie z macochą przywdziały w dzień turnieju i powrotu królewskiego stryja. Liściany odcień kreacji lady Alicent stała się barwą zwolenników małego Aegona; smolistoczarny, drapieżny strój Rhaenyry został zaś obrany za kolor popleczników jej sukcesji.   
— Wygląda na to, że teraz muszę nosić same ciemne suknie — mówiła księżniczka żartobliwie ser Cristonowi, ale prawda była taka, że wcale nie miała nastroju do śmiechu. Już w samej Czerwonej Twierdzy powietrze wypełniło się napięciem. Ze wszystkich ścian dobiegały szepty, ze wszystkich okien wydzierały się spojrzenia.
Król zdawał sobie sprawę, że musi zdusić ten spór, inaczej pokój, jaki zaprowadził w królestwie jego dziadek, rozpryśnie się niczym wczorajszy sen.
— Będę cię wspierał — obiecywał córce, gdy przechadzali się po ogrodach w cieniu twierdzy. Pogoda była paskudna; z liści smukłych drzew spływały kropelki porannego deszczu, a buty spacerujących stykały się z wilgotnym podłożem. Rhaenyra westchnęła, poprawiając zdobną chustę na swojej głowie.
— Jak bardzo źle się mają sprawy?
— Coraz gorzej. W małej radzie wrze. Gdybyś teraz uczestniczyła w obradach, tylko podsyciłabyś ten ogień… — Władca zmarszczył siwe brwi. — Mój namiestnik robi się coraz bardziej nieustępliwy. Będę musiał mu kazać wrócić na jakiś czas do Starego Miasta. Kiedyś ceniłem tego człowieka, ale sukcesja wnuka zupełnie przysłoniła mu rozsądek.
Księżniczce pasował pomysł odesłania Hightowera.
— Zrób to, panie ojcze.
— Prawdę mówiąc… — rzucił jej szybkie spojrzenie — zastanawiałem się, czy nie zabrać stąd również i ciebie.
— Mnie? — Dziewczyna aż zakrztusiła się z oburzenia. — Jestem przywódczynią jednego ze stronnictw! Nie mogę teraz zniknąć!
— A może to jest właśnie to, czego potrzebujesz? Uspokoić ludzi, dać im czas do namysłu. Nie chcemy, aby królestwo rozerwało się na strzępy.
Jesteś królem pokoju, ojcze — pomyślała nagle Rhaenyra ze smutkiem. Ja chyba byłabym królową wojny.
— Pomów o tym z twoim bratem, panie ojcze — zaproponowała w akcie desperacji. — Jestem pewna, że on powie ci to samo, co ja.
— Daemon? — Mężczyzna zmarszczył brwi. — Dlaczego miałby cię wspierać?
Ponieważ łaknie krwi.
Ponieważ rozumie, że muszę podjąć to ryzyko i zostać. Proszę.
Fioletowe oczy króla zdawały się znużone.
— No dobrze. Ale przekonasz się, jak ciasne teraz staną się dla nas mury Czerwonej Twierdzy.

**

Rzeczywiście, ściany dawnego domu wydawały się kurczyć jak pętla na szyi wisielca. Rhaenyra potrzebowała więcej przestrzeni. Dlatego schodziła na dół, do wielkiej, specjalnie urządzonej stajni, w której księżniczka trzymała swoją smoczycę, Syrax. Legowisko bestii zostało odseperowane od pozostałych części zamku, aby nikt z mieszkańców czy służących nie został nagle spopielony albo porwany do spiżowej, wypełnionej odorem siarki pieczary. Tylko członkowie rodu Targaryenów mogli się do niej zbliżać bez lęku, ponieważ ze wszystkich rodów tylko oni zdołali okiełznać smoki. 
Rhaenyra przechodziła przez otwarte drzwi ogromnej stajni, stąpając po sianie i kościach pożartych zwierząt. Pozwalała udawać się Syrax na podniebne łowy, ale tylko wtedy, kiedy zasiadała na jej grzbiecie i mogła pilnować, aby żadnemu z poddanych nie stała się krzywda. Bolał ją widok pięknej, młodej smoczycy uwiązanej na długim łańcuchu i drapiącej zaczepnie pazurami po spiżowych ścianach. Tak nie powinno być — coś szeptało dziewczynie. Smoki powinny być wolne i niezwyciężone, jak w dawnej Valyrii. Wiedziała jednak, że ceną za to byłyby płomienie i trupy. Pod panowaniem jej ojca nigdy do tego nie dojdzie.
Słysząc kroki, Syrax unosiła trójkątny łeb i mrużyła oczy, które w mroku stajni lśniły niczym dwa bursztyny.
— To ja — oznajmiała wesoło Rhaenyra i kłapnięcie paszczy, które usłyszała tuż nad swoją głową, było raczej wyrazem zadowolenia niż głodu.
Dziewczyna unosiła wzrok, patrząc na zachwycające, smukłe stworzenie o łuskach w barwie piasku, jawiące się na niebie niczym chmura pustynnego pyłu. Nozdrza drgały w zapowiedzi uczty, a sama smoczyca poruszała gwałtownie szyją, domagając się zdjęcia łańcucha.
Księżniczka rozkuwała ogniwa trzymające zwierzę w miejscu i wdrapywała na grzbiet bestii z równą swobodą, jakby to był koń. Kładła kończyny we wgłębieniach łuskowanego ciała, aż w końcu znajdowała się w tuż poniżej linii kolców; w miejscu, gdzie kończyła się wysunięta szyja, a zaczynała linia jasnych skrzydeł.  
Dziewczyna dosiadła smoczycy po raz pierwszy, kiedy miała siedem lat. Wiedziała, że nigdy nie zapomni tego uczucia — śliskich, ostrych tarczek pomiędzy udami, skrzydeł falujących po bokach niczym dwa błoniaste żagle oraz zimnego, podniebnego wiatru uderzającego w twarz i niemal odbierającego oddech.
Ja umieram — pomyślała wówczas, ale w jej sercu wcale nie było strachu. Wznosząc się na smoczym grzbiecie, na chwilę pozwalała umrzeć swojej człowieczej części i przebudzić się tej bardziej pierwotnej, która istniała w jej rodzie od pokoleń.
Teraz przejażdżki na grzbiecie ciemnożółtej smoczycy były jedną z niewielu rzeczy, które poprawiały księżniczce humor. Syrax jakby wyczuwała jej nastrój i przemierzała przestworza z dziką wściekłością, rozwierając paszczę i machając długim ogonem, aby dziewczyna mogła pozostawić swoje kłopoty za sobą, aby ryk wydobywający się z paszczy bestii mógł ulżyć frustracji gromadzącej się w  jej ludzkiej towarzyszce. 
Pewnego razu, kiedy smoczyca przelatywała nad wzburzonym morzem, padł na nią jeszcze większy cień. Rhaenyra odwróciła głowę i ujrzała znajomą ciemnoczerwoną bestię z Daemonem wychylającym się zza jej łba. Smoki warknęły na siebie ostrzegawczo, obnażając wielkie, pożółkłe zębiska, ale nie rzuciły się do walki. Najwidoczniej wyczuwały, że ich jeźdźców łączą więzy krwi.
Daemon zrównał się z księżniczką; jego długie włosy szarpał wiatr. Potężne skrzydła smoków uderzały obok siebie, kolce na ich szyjach drgały w pędzie powietrza. Rhaenyrę zdumiało odkrycie, że nigdy jeszcze nie dzieliła z nikim lotu. Pozwoliła, by przez chwilę po prostu sunęli w powietrzu, bez słów i odrywania oczu od nieba.
— Niebawem twój brat również będzie miał smoka — zauważył po jakimś czasie stryj. — Może będziesz zmuszona z nim walczyć w powietrzu.
— Z chęcią. — Dziewczyna uśmiechnęła się drapieżnie. Utrzymywanie się na smoczym grzbiecie było dla niej naturalne; wiedziała natomiast, że minie jeszcze wiele czasu, nim Aegon nabierze wprawy jeźdźca.
Daemon pogładził leniwie łuskowatą szyję swojego smoka, który na to wyprężył się i ryknął z aprobatą. 
— Twój ojciec chce cię stąd zabrać, prawda?
— Mówił ci o tym?
— Nie musiał. Wszyscy zastanawiają się nad tym, czy nie byłoby lepiej, gdybyś osiadła się na Smoczej Skale.
Dziewczyna chciała spytać, czy mężczyzna zdecydował już, po czyjej jest stronie, czy może czaruje na przemian ją i jej macochę, ale wtedy wyszłoby na jaw, że jej na tym zależy. Spojrzała na niego uważnie.
— A ty jak uważasz, stryju?
— Miałabyś wrócić do tych skał? I jaki z tego pożytek? — zapytał jakby samego siebie, a potem pokręcił głową, niemal zasmucony. — Twój ojciec jest za miękki.
Rhaenyra zacisnęła mocniej palce na śliskich kolcach Syrax.
— Chce mojej sukcesji.
— Kiedyś tak było. Teraz pragnie jedynie, byś była bezpieczna. Może chcieć zażegnać spór. — Książę uniósł kącik ust. — Nie pozwól mu na to. 

**

Przez ostatnie miesiące sytuacja w Królewskiej Przystani robiła się tak napięta, że księżniczka prawie zapomniała o ser Cristonie. Dopiero kiedy po zmroku odwiedził ją w jej komnacie, uderzyło ją, jak dawno nie czuła jego ust na swoich. Najwyraźniej i on do tego tęsknił, ponieważ z miejsca ujął ją za policzki i pocałował namiętnie. Rhaenyra poczuła znajomy zapach; ta woń przypominała jej o liściach drzew w zamkowym ogrodzie, o beztroskich zabawach, o chwilach, kiedy jeszcze była prawdziwą Radością Królestwa. Teraz miała niecałe szesnaście lat i liczyła się z możliwością wojny.
— Moja piękna pani — wyszeptał rycerz w bieli. — Tak bardzo mnie rani, że każesz mi się trzymać z daleka…
— Nie gniewaj się, jestem zajęta.
— Zajęta? — pochwycił z dziwnym błyskiem w oku. Wydaje mi się.
Myśleniem o koronie. — Usiadła na swoim zasłanym szkarłatem łożu, czując, że boli ją kark. — To mnie pochłania.  
— Ach, tak przykro mi widzieć twoje znużenie. — Mężczyzna ujął ją za wyciągniętą stopę, zsunął z niej pantofelek z miękkiej, czarnej skóry i rozmasował ukochanej palce. Rhaenyra powtrzymała rodzący się w jej gardle śmiech. Ser Criston dotykał jej tak delikatnie…
— To prawda, jestem znużona — przyznała cicho, myśląc o tych wszystkich nocach, których wpatrywała się bezczynnie w sklepienie swojej komnaty, nie mogąc zmusić się do dłuższego snu.
Dotyk rycerza był uspakajający niczym chłodne palce wody.
— Może już czas, by to zakończyć — rzucił mężczyzna prawie niedosłyszalnie, z oczami uporczywie wbitymi w jej stopę. Księżniczka zmarszczyła brwi i lekko się wyprostowała.
— Co masz na myśli?
— Gdybyś mnie poślubiła…
Wyrwała stopę z jego uścisku.
— Co takiego?!
— Pozwól mi dokończyć, proszę. — Cole nadal klęczał, a w jego zielonych oczach znajdowało się tyle uczucia, że nie potrafiła mu już przeszkodzić. — Gdybyś mnie poślubiła, złożyłabyś przysięgi mnie, a nie królestwu. Byłabyś wolna. Moglibyśmy odejść z tego miejsca, odejść nawet z Westeros, udać się do Wolnych Miast… Tylko ty i ja. Obroniłbym cię przed wszystkimi niebezpieczeństwami.
Oszołomiona dziewczyna pojęła, że nie ma sensu pytać, czy rycerz mówi poważnie. Widziała to w jego twarzy.
— Cristonie… — zaczęła niepewnie. Serce biło jej dwa razy szybciej. Przez jeden moment chciała powiedzieć „zgadzam się”, ale prędko przypomniała sobie, co by to oznaczało. — Myślałam, że wiesz, że rozumiesz moje powołanie. Nie mogę cię poślubić, to by zniszczyło…
— Dlaczego?! — Przylgnął do niej jak oszalały. — Co jest ważniejsze od naszej miłości? Czego nie mam ja, a ma książę Daemon?
— Daemon?
W oczach gwardzisty błysnęło coś niepokojącego.
— Mówią o was. Słyszałem plotki. Ohydne plotki… — Skrzywił się. — W nich udajecie się na przejażdżki na smokach, a potem cała wasza czwórka współżyje, każde z każdym…
— Co ty wygadujesz?!
— Też w to nie wierzę. Ale nie zaprzeczysz, że widujesz się ze swoim stryjem… Że on cię mami…
— A ja jestem głupią gąską, która daje się omotać powszechnie groźnemu mężczyźnie, tak? Tak o mnie myślisz, ser?
Rycerz widocznie stracił nieco pewności.
— Poślub mnie! — zawył znowu i tym razem złapał ją za ręce. — Proszę. Moja słodka pani…
— Cristonie, to nie jest śmieszne… — Rhaenyra słyszała głuche uderzenia swojego serca, coraz wolniejsze, coraz bardziej martwe. — Co się z tobą dzieje? Wcześniej nie przeszkadzało ci, że się ukrywamy. Mówiłeś, że to romantyczne, jak w balladzie.
Mężczyzna odsunął się i patrzył na nią pustym wzrokiem.
— Nie masz serca.
Zaraz ty też nie będziesz miał, bo ci je wyrwę — pomyślała zniecierpliwiona. Miała dość tej dziwnej sceny.
— O co ci chodzi?
— Nie masz serca ani dla mnie, ani dla siebie. — Teraz ser Criston wydawał się bardziej przytomny, wręcz chłodny. — Odmówiłaś mi, tym samym zgadzając się na kontynuację tego szaleństwa, sporu, walk… Mogłaś się wycofać. Oszczędziłabyś łez sobie i innym.
Rhaenyra poczuła, że przechodzi ją dreszcz zimny i obślizgły jak wąż. Coś słonego nagle zakręciło się w jej oczach. To było głupie, dziecinne, ale ona naprawdę wierzyła, że jej biały rycerz nigdy jej nie zdradzi…
— Cristonie… — Pokręciła głową, jakby chciała, aby czas przestał się przesuwać. Potem jej oczy stały się dziwnie puste. — Dlaczego? Wywyższyłam cię na tamtym turnieju, uczyniłam swoim gwardzistą i kochankiem… Czy to za mało? Odpowiedz mi, czy to za mało?!
Wreszcie zapłonął gniew.
Dziewczyna zbliżyła się do rycerza, jakby chciała go spoliczkować, ale wówczas ten przytrzymał ją za nadgarstek i delikatnie odepchnął od siebie. Oczy miał teraz zimne niczym dwa omszałe kamienie.   
— Księżniczko, może kocham cię na swój sposób, ale duszą jestem przy tej stronie, która ma mi więcej do zaoferowania. A na tę chwilę uważam, że Zieloni wygrywają. — Mężczyzna odwrócił się i wpatrzył w płomienie, jakby nad czymś rozmyślając. Ogień tańczył w jego długich, smolistych włosach i rzucał cienie na twarz. Criston był cały odziany w biel, ale teraz wydawał się czarny. — Twoja macocha uznała, że mogłabyś po prostu zniknąć z ukochanym rycerzem… To by znacznie ułatwiło sprawę.
A jeśli byłabym niewygodna, poderżnąłbyś mi gardło w Wolnych Miastach?
Rhaenyra przymknęła oczy.
— Wynoś się.
— Och, nie smuć się…
— Wynoś—się! — Wpadła w taki szał, że chwyciła stojący przy łożu dzban i rzuciła nim w ser Cristona. Zdążył się uchylić; naczynie rozbiło się o ścianę i wylądowało w kawałkach na wypolerowanej posadzce. Księżniczka wstała z płonącymi policzkami. — Precz, ser, inaczej mój smok zmieni cię w wióry, przysięgam!
Zaraz zobaczyła jasny płaszcz mężczyzny znikający za drzwiami, ale to bynajmniej nie sprawiło, że poczuła się lepiej. Miała ochotę wyć, miała ochotę podpalać wszystko wokoło… Może wtedy spłonęłoby również wspomnienie, że jej biały rycerz stanął za królem z przeciwnego pola na szachownicy.

**




14 komentarzy:

  1. Ciągle nie mogę się nadziwić, jak zgrabnie nakreślasz charakter księżniczki. Uwielbiam o niej czytać, jest bardzo prawdziwa, można lekko się w nią wczuć, przeżywać emocje razem z nią. Widać, jaka jest silna, temperamentna. Zna swoje powołanie i swoje miejsce w królestwie. Najbardziej pochłonęła mnie ostatnia scena, ten wybuch gniewu, chociaż cenię sobie postać Cristona i zrobiło mi się jakoś tak smutno xD.
    Daemon intryguje mnie coraz bardziej. Lubię takich bohaterów, tajemniczych, o których mało wiadomo, którzy nie zdradzają się ze swoimi planami, zaskakują :). Jestem nim zachwycona. Mam nadzieję, że stanie po stronie księżniczki ^^.

    Życzę Ci dalszej weny i pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo się cieszę, że tak odbierasz księżniczkę. Przyznam, że również fajnie mi się o niej pisze - wiedziałam, że wybierając ją na bohaterkę historii, będę miała sporo zabawy :)
      Dziękuję jeszcze raz i również pozdrawiam ^^

      Usuń
  2. No nie wierzę! Byłam na Twoim blogu może kilka tygodni temu i pamiętam, że byłam pod wrażeniem pierwszego rozdziału. Dlatego nie rozumiem, dlaczego ani nie zostawiłam po sobie śladu, ani nie dodałam do obserwowanych. Po prostu nie wiem, co ze mną nie tak. A uwierz - kocham Twoje opowiadanie!

    Rhaenyra jest tak niesamowicie wykreowaną postacią, że właściwie mogłaby pochodzić spod pióra George'a R. R. Martina. I nie wyolbrzymiam. Czułam i wiedziałam, że znasz Królewską Przystań i rządzone nią reguły, co tylko potęguje mój podziw. Piszesz świetnie, a to, w jaki sposób pokazujesz i eksponujesz postacie to czysty majstersztyk!

    Bardzo polubiłam Deamona. Owszem, mam wrażenie, że jeszcze namiesza w całym sporze. Takim moim marzeniem byłby Daemon stojący zawsze przy księżniczce i doradzający jej podczas walki o tron. Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału! Bądź nadal tak utalentowana! Dobrze ci to wychodzi ;)

    Pozdrawiam, dodaję do linków i obserwowanych, Native

    http://martwi-przed-switem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, cieszę się, że wpadłaś i oczywiście baaardzo mi miło, że tak uważasz. Naprawdę, Twoje słowa są bardzo motywujące do dalszego pisania, aczkolwiek wiem, że do Martina jeszcze sporo mi brakuje.
      Daemon pojawi się jeszcze w wielu rozdziałach :)
      Dziękuję ślicznie i pozdrawiam ^^

      Usuń
  3. Już jakiś czas obserwuję Twoją historię i muszę przyznać, że jest świetna! Ogólnie nie przepadam za "Pieśnią Lodu i Ognia" oraz całym światem Martina (kiepsko to pisać skoro wszyscy tu są pewnie fanami, a może chodzi mi tylko o serial? Sama nie wiem), ale urzekło mnie. Urzekła mnie główna bohaterka, taka jaka powinna być potomkini rodu Targaryen czyli silna i nie bojąca stawiać się do walki. Daemon jest taki... wiem, że coś z nim jest nie tak, po prostu mnie intryguje. Król wydaje się taki trochę zagubiony ale i głupi — nie umie sobie poradzić z ludźmi, którzy z jego woli poznajdywali sie na tym stanowisku. Mogę się mylić, w końcu dopiero kończę czytać drugą część powieści i po prostu mi się jeszcze miesza. Jak już ktoś wyżej napisał: kreujesz Królewską Przystań tak dokładnie, że przeciętny czytelnik (czyli ja) nie ma problemu znalezienia się w tym świecie.
    Mogę śmiało napisać, że po prostu czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że zyskałam nową czytelniczkę :)
      To faktycznie ciekawe, ale fajnie, że mimo wszystko mogłaś się odnaleźć w moim opowiadaniu.
      Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Nie mogę uwierzyć ze Criston naprawdę okazał się zdrajcą! W dodatku zmowie z wredną, złą (moim zdaniem) królową! Nawet jeśli nie udawał zakochania się w Rhaenyri to i tak powinien zapłacić za swoją zdradę, Rhaenyra powinna go kopnąć tam gdzie słońce nie dosięga! Nie wybaczę ci przerwania w takim momencie, droga Marzycielko, ale i tak czekam na następny rozdział i z niecierpliwością oczekuje kolejnych przygód młodej księżniczki a przyszłej królowej.

    Pozdrawiam i zapraszam!

    http://breathofthegods.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, Criston faktycznie zachował się podle, ale niestety w świecie Martina sprawiedliwość nie zawsze przychodzi tak szybko.
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz ^^

      Usuń
  5. O rety muszę przyznać że nie spodziewałam się tego.
    Czemu Criston się tak zachował?
    Normalnie drań.
    Rozumiem został odrzucony, ale powinien przyjąć to jakoś z dumą a nie zwracać się przeciwko niej. I w dodatku zdrajca? Dla kogo? Wiedziałam że nie lubię tej wrednej baby. Od samego początku mi się nie podobała.
    Niestety nawet w tamtych czasach faceci niewiele się różnią od nich.
    Czy wyjazd księżniczki jest dobry? Sama nie wiem. Owszem i są dwa fronty ale to byłaby zwykła ucieczka. Chociaż obawiam się, że macocha może posunąc się do potworności by ją skrzywdzić. Aż boje się myśleć. Stworzyłaś piękny i trudny świat, który bardzo podziwiam. I coraz bardziej się w niego wciągam. Naprawdę zostanę wierną czytelniczką tej historii Uwielbiam ją bardzo, bardzo i bardzo! Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)
      Myślę, że udało mi się was zaskoczyć z tym Cristonem :) W dalekiej przyszłości pojawi się fragment jego oczami, może wtedy lepiej poznacie jego motywacje.
      Cóż, to akurat nie ja, ale dzięki :D A jednak chyba nigdy nie będę tak okrutna jak Martin ;)
      Pozdrawiam serdecznie ^^

      Usuń
  6. Trochę mi przykro, że nikt powyżej nie orientuje się w tym, jak wygląda Królewska Przystań i że znów wychodzę na tą złą, bo się czepiam, ale nie umiem przyklasnąć czemuś, z czym się nie zgadzam. Królewska Przystań jest położona na trzech wzgórzach; na wzgórzu Aegona mieści się Czerwona Twierdza (a w jej obrębie Twierdza Maegora, Wieża Namiestnika, wieża lorda dowódcy białych płaszczy i inne – tam musiała mieszkać Rhaenyra), natomiast Smocza Jama znajduje się na wzgórzu Rhaenys i to tam znajdowały się smocze leża. To prawda, że podczas Tańca Syrax przez pewien czas okupowała stajnie w Czerwonej Twierdzy, ale to dlatego że Rhaenyra chciała mieć przy sobie choć jednego smoka dla bezpieczeństwa, a nie dlatego że było to normą. Piję do tego, że zupełnie nie potrafię się odnaleźć w tym rozdziale, bo to się kupy nie trzyma (Rhaenyra nie mogła zejść do stajni do Syrax, bo jej tam nie było; musiała udać się do Smoczej Jamy, gdzie – swoją drogą – zawsze mieszkał smoczy jeździec, aby bronić miasta).
    Zastanawia mnie jeszcze kwestia lotu. Znaczy nie do końca jestem przekonana, że Demon i Rhaenyra byliby w stanie rozmawiać, bo smoki to nie konie. Rozpiętość skrzydeł smoka musi być ogromna, żeby taka bestia potrafiła wzbić się w powietrze, a przez to dystans, który dzieliłby potencjalnych rozmówców również byłby niebagatelny. W dodatku dochodzi do tego szybkość lotu – czy nie słyszeliby raczej głównie gwizdu wiatru? Dobra, ostatniego nie jestem pewna, bo już nie chce mi się sprawdzać, ale kwestia rozmowy podczas lotu jest wątpliwa.
    W zasadzie ciekawią mnie poglądy Rhaenyry na temat dawnej Valyrii i wolności smoków. Trochę przypomina mi w tej sprawie Dany, bo również wychwala Valyrię (choć Valyrianie również wykorzystywali smoki, nie pozwalali im być wolnymi) niekoniecznie wiedząc, jakie było to imperium, a poza tym jest dość nieodpowiedzialna, marząc o wypuszczeniu smoków na wolność. Smok to bestia, nad którą niełatwo panować i mógłby wyrządzić ogromne szkody (Owcokrad rabował owce; Kanibal potrafił rzucić się na wylęgarnie na Smoczej Skale – oba są wolnymi smokami, a trudno mówić o nich pozytywnie).
    Criston Cole wychodzi dla mnie na strasznego dzieciaka w tym rozdziale. To nie do końca zarzut dla ciebie, bo kreowałaś go na zakochanego młodzieńca, ale chyba posunęłaś się za daleko. Cole należy do Gwardii Królewskiej, złożył śluby czystości i nie może ożenić się z Rhaenyrą – gdyby uciekli, nigdy nie mogliby wrócić do Westeros, a wiara pewnie i tak napytałaby sporo biedy królowi. Więc jak na mój gust, Cole nie miał żadnej propozycji, a jedynie jakieś mrzonki.
    Na osłodę powiem, że konsekwentnie kreujesz Demona i to mi się podoba. Rhaenyra od początku go przejrzała, natomiast Viserys wciąż chyba uważa go tylko za młodszego braciszka i to również jest fajne. Ciekawi mnie, czy podasz jakieś powody, dla których Viserys uparł się nie zmieniać sukcesji, bo to nigdy nie zostało wyjaśnione.
    Pozdrawiam ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, ktoś musi xD Ja sama przyznaję, że z tymi komplementami odnośnie KP czułam się dziwnie, bo chyba nie do końca potrafię sobie rozrysować tę Czerwoną Twierdzę. A, to musiałam coś źle zrozumieć, bo właśnie wiem, że smoki były trzymane w Smoczej Jamie, ale czytając o Syrax, zrozumiałam, że ona cały czas była w tej stajni. Teraz już wiem, w czym rzecz ;)
      O kurczę, wiesz, że zupełnie o tym nie pomyślałam? W mojej głowie było oczywiste, że lecą sobie i rozmawiają, ale faktycznie odległość musiała być spora… A najśmieszniejsze jest to, że mam jeszcze ze dwie sceny, gdzie dialog przebiega w podobnych warunkach. Będę musiała to jakoś naprawić.
      Tak, niektórzy Targaryenowie są pod tym względem nieroztropni. Uważają, że smoki można okiełznać jak inne zwierzęta. I fajnie, że wspomniałaś o tych dwóch smokach, już mam napisaną scenę z nimi i dobrze wiem, że taki Kanibal był postrachem dla ludzi, zwierząt, a nawet własnych pobratymców.
      Jeśli chodzi o Cristona, to nie wiem, czy dobrze to dałam do zrozumienia, ale on właśnie nie był naiwnym, zakochanym głupcem. Chciał odciągnąć księżniczkę z rodzinnych ziem, ukryć ją za morzem i pozwolić działać Zielonym. Propozycja małżeństwa była częścią planu(dla większego dobra, jak twierdził Cole).
      Myślę, że powody będą pojawiać się same — ukochana córka Rhaenyra zawsze była dla Viserysa następczynią, poza tym król będzie widział, na jakiego młodzieńca wyrośnie Aegon, a nie dożyje już szaleństwa księżniczki.
      Pozdrawiam i dziękuję za opinię ^^

      Usuń
  7. Witaj.
    Naprawdę udany rozdział. Podoba mi się, że Twój styl pisania z każdym blogiem przechodzi istną rewolucję, ulega metamorfozie, zarówno w sferze lepszego pióra technicznie, jak i tego, z jaką umiejętnością potrafisz nim operować. Gdy teraz poruszasz się w świecie Martina, dostosowujesz się do przyjętego przez niego stylu i osiągasz sukces. Może i nie jestem ekspertem w kwestii dokładności KP i tego typu spraw, natomiast będąc czytelniczką Twojego bloga uważam, że spisujesz się na medal jako autorka, niekoniecznie idealna kopistka.
    Do gustu przypadł mi ten podział, który przyjęło Królestwo, na suknie Zielonych i Czarnych. I to niemal wyczuwalne napięcie towarzyszące całej tej sytuacji, naprawdę mogłam poczuć je między kolejnymi zdaniami rozdziału.
    Podoba mi się charakter głównej bohaterki, choć jak już wielokrotnie podkreślałam, widać w niej pewną niedojrzałość, na którą w swoim wieku może sobie oczywiście pozwolić. Sądząc po jej wybuchowym temperamencie, rzeczywiście byłaby "królową wojny", jak samą siebie nazwała, tak zupełnie niepodobną do swego ojca, "króla pokoju".
    Ach, ten Daemon! Wyprawiony w swoich sztuczkach jest jak na razie moją ulubioną postacią. Uwielbiam w nim wszystko, a wspólny lot na smokach z książniczką tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że "pan tajemniczy" jeszcze namiesza w tej historii. I bardzo się z tego cieszę. Jego gierki są kwintesencją martinowskich czarnych - choć nie do końca - charakterów.
    Trochę mnie rozśmieszyła propozycja ser Cristona, jeśli mam być szczera. Wydaje mi sie, że zupełnie pomyliły mu się osoby, jeśli naprawdę uważał, że Rhaenyra pozwoli mu się zniewolić, zrezygnować z gry o tron, przepaść ze swoim kochankiem. Doprawdy propozycja godna rycerza. Szczerze mówiąc, przeczytałam ten fragment kilka razy, ale nadal nie wiem, czym dokładnie kierował się mężczyzna i czy powinnam pałać do niego sympatią, czy też go potępić.
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, dziękuję ^^
      No, niestety jej słowa odnośnie wojny kiedyś się sprawdzą.
      Cieszę się, że tak polubiliście Daemona. Mnie również fajnie się o nim pisze, zwłaszcza, że jest taki... elastyczny. Raz zrobi coś dobrego, raz coś złego :)
      Hah, pomylił osoby xD Sądził, że taka młoda dziewczyna da się omotać, skusi się na tę propozycję, zwłaszcza, że wcześniej dobrze się między nimi układało. Motywy rycerza zostaną wyjaśnione później.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń

Szablon by Selly